Internetowe Koło Filatelistów informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka).
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie przez nas cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami Twojej przeglądarki.
Więcej informacji na ten temat można znaleźć w naszej Polityce prywatności.

 

Ruda Śląska 2023 – obrazki z wystawy

W dniach 22-26.09.2023 r. odbyła się XXIII Ogólnopolska Wystawa Filatelistyczna „Ruda Śląska 2023”. Zanim ukażą się bałwochwalcze artykuły z kręgów Prezesa, jakaż była wspaniała i doskonale zorganizowana, kilka słów od widza, który przyjechał ją obejrzeć. Daty trwania wystawy oznaczały otwarcie w piątek i zamkniecie we wtorek. Z racji obowiązków zawodowych mogłem ją odwiedzić w niedzielę i poniedziałek i moje spostrzeżenia zasadniczo dotyczą tego okresu.

Przed drzwiami hali dwa kręgi flag narodowych obiecywały duży kaliber i międzynarodowy standard co po wejściu do holu raczej ulatniało się. Było tu wprawdzie stoisko poczty i jej kącik historyczny z eksponatami pocztowymi, ale gwaru targowego, czyli stoisk firm filatelistycznych, które z takiej okazji powinny chcieć skorzystać, nie było. Były jakieś dwa stanowiska za ladą funkcjonujące chyba w standardzie „spotkania wymiennego”. Przy nieoznakowanym stoliku można było otrzymać okolicznościowy, darmowy numer Filatelisty wydany z tej okazji, z czego skorzystałem i pomaszerowałem do hali wystawowej.

W hali stoisko PZF obsługiwane przez starsze panie. Zapytałem o katalog wystawy, był w cenie 50 zł. Zapytałem czemu taki drogi? „Bo sam prezes go pisał” no cóż, zrezygnowałem. Zapytałem o znaczek cięty wydany z okazji wystawy, był w cenie 70 zł w karnecie. Po przeliczeniu nominału znaczka 5 x 3,90 = 19,50 zł uznałem, że to cena paskarska i również zrezygnowałem. To chyba dziwne, że na wystawie nie można było kupić znaczka jej poświęconego po cenie nominału. Ale może to tylko mnie dziwi. Poprosiłem panie o plan wystawy, żeby łatwiej móc znaleźć interesujące mnie eksponaty, ale niczego takiego nie było. Jedynie lista z oznaczeniami kodowymi eksponatów w Filateliście więc to musiało mi wystarczyć.

Prezes w wydawnictwach reklamował bogaty program okołowystawowy. Ja przez te dwa dni pobytu jakoś tego nie widziałem. Co ciekawe, niektóre wydarzenia w programie figurowały w godzinach 10:00-18:00 bez szczegółowego określenia godziny, więc nie łatwo było je upolować. Ja na spotkanie ze sportowcami z Rudy Śląskiej się spóźniłem, bo nieopatrznie zrobiłem sobie przerwę obiadową. Czegoś takiego jak Postcrossing Meeting nie widziałem, ale też muszę przyznać, że nie dopytywałem o detale spotkań, skupiając się raczej na oglądaniu eksponatów. Zresztą stoisko PZF też w pewnym momencie opustoszało, więc nie wiem, gdzie można by było się dowiedzieć. Z racji pobytu w niedzielę i poniedziałek ominęły mnie takie atrakcje jak szeroko nagłaśniana Gala Prymusów czy marketingowa impreza Poczt Polskiej dla „krypto filatelistów”. Patrząc na „bogaty” program wystawy, mam wrażenie, że zupełnie zapomniano o mało lub średnio zaawansowanym filateliście, który chciałby zwiedzić wystawę i czegoś się przy tej okazji nauczyć, np. jak budować eksponat. Rozłożone w kuwecie deklaracje wstąpienia do Związku i wydrukowana na 57 stronie okolicznościowego Filatelisty, lista potencjalnych benefitów dla członków Związku to słaba zachęta.

Teraz kilka zgrzytów podczas zwiedzania. Rozumiem, że elita sędziująca tę wystawę to poligloci władający biegle zarówno angielskim jak niemieckim i nie mają problemu z oceną opisów czy narracji w tych językach. Natomiast przeciętny Kowalski, który chciałby czegoś więcej niż oglądanie obrazków może mieć kłopot z częścią polskich eksponatów, które były pokazywane za granicą i na potrzeby wystawy krajowej nie zostały przełożone na język polski. Byłem świadkiem jak przy jednym z nich mąż pytał żony czy coś rozumie a ona odpowiedziała że ogląda znaczki. Wydaje się, że na potrzeby „Wystawy Numerowanej” powinno się wymagać wersji rodzimych od polskich wystawców. Takie przygotowanie eksponatu świadczy zresztą o szacunku dla zwiedzających, których podobno wystawy mają przyciągać.

Przy oglądaniu eksponatów na wystawach zawsze starałem się porównywać swoje wrażenia z ocenami sędziowskimi, które na ogół drugiego czy trzeciego dnia były wypisane na tabliczkach informacyjnych. Nie wiem jak pracowali sędziowie na tej wystawie i dlaczego organizator nie potrafił ich zmobilizować, ale z niezrozumiałych dla mnie powodów ocen nie zobaczyłem do końca poniedziałku. Co więcej, gdy przyjechałem we wtorek, odebrać po wystawie swoje eksponaty i poprosiłem o kartę z wynikami okazało się, że takowej nie ma. Wyniki ukazały się na stronie internetowej dopiero po zamknięciu wystawy. Ja spotkałem się z czymś takim pierwszy raz.

Grand Prix wystawy zdobył eksponat Pana Bogdana Pelca: Historia poczty w Królestwie Polskim 1858-1865, wygrywając o włos a dokładniej o jeden punkt. Myślę, że ten jeden punkt uchronił szacowne grono sędziowskie od kompromitacji, bo eksponat wyprzedza wszystko co było na tej wystawie o przysłowiowe trzy długości. Przy okazji szacunek dla Pana Bogdana, że przygotował go w języku polskim, choć niewątpliwie będzie pokazywany na niejednej wystawie międzynarodowej również.

Jak napisał Prezes „Ozdobą wystawy będzie eksponat przygotowany przez Muzeum Poczty i Telekomunikacji z Wrocławia prezentujący projekty i próby znaczków z Mikołajem Kopernikiem (8 ekranów)”. To zdecydowanie zbyt szumna reklama. Było rzeczywiście 8 ekranów, ale tylko 5 to były próby, znaczki, karty itp. z Kopernikiem. Eksponat mało komunikatywny, bo bez żadnych opisów filatelistycznych tylko z narracją astronomiczną. Nie rozumiem, dlaczego organizator nie zadbał, aby walory były dobrze i równo umieszczone w okienkach i nie odklejały się od podłoża. Ale największym kuriozum było dla mnie umieszczenie w tym eksponacie jednego znaczka Generalnego Gubernatorstwa. Czy nikt z organizatorów nie uważał, że to faux-pas? Czy nikt im (MPiT) tego nie powiedział? Naprawdę było się czym pochwalić. Nie wierzycie to zobaczcie.

Troszkę o frekwencji. Oprócz dwóch grupek dzieciaków przyprowadzonych pewnie przez panie nauczycielki oraz stałego grona aktywu filatelistycznego widziałem tylko pojedyncze osoby, filatelistów bądź mieszkańców Rudy Śląskiej. Naprawdę pusto, co poniekąd wyjaśnia, dlaczego firmy handlujące materiałami dla filatelistyki były nieobecne na holu wejściowym. Brak ruchu oznacza brak biznesu.

A na zakończenie, czyli podczas odbierania swoich dwóch eksponatów, spotkała mnie kolejna niespodzianka. Dla jednego z nich zauważyłem brak dyplomu. Gdy zapytałem o to dostałem prostą odpowiedź: Nie został wypisany. No cóż, zabrałem je i pojechałem do domu gdzie zorientowałem się że na medale też nie zasłużyłem, nie otrzymałem żadnego. Taka to była organizacja.